Kulturomaniacy w akcji
4 października grupa uczniów wraz z opiekunami p. Małgorzatą Skwirowską-Lipinską i p. Krzysztofem Sękielewskim wybrała się do grodu Kopernika, by tam w piątkowe popołudnie oddać się kulturze. Najpierw w Cinema City zobaczyli Jokera w reżyserii Todda Philipsa, by później dać się porwać Melpomenie do Tanga na podstawie dramatu Mrożka w reżyserii Piotra Ratajczaka. Publiczność w Teatrze Horzycy reagowała spontanicznie. Licealiści opuszczali teatr widocznie poruszeni.
Wyjazd zaowocował dwiema recenzjami filmu. Może następnym razem ktoś pokusi się o analizę i ocenę spektaklu teatralnego, tymczasem zapraszamy do lektury filmowych spostrzeżeń Mikołaja i Szymona 🙂
Kontrowersyjny i nieprzewidywalny taki właśnie jest ,,JOKER”. To najnowsze dzieło amerykańskiego reżysera Todda Philipsa znanego głównie z komedii typu “Kac Vegas” czyli dość luźnych, śmiesznych filmów. Tym razem opowiada nam historię strudzonego życiem komika Arthura Flecka granego przez Joaquina Phoenix’a, który z czasem zaczyna zamieniać się w seryjnego mordercę czyli tytułowego Jokera.
W ogólnym rozrachunku film jest udaną produkcją, jednak dotykającą kontrowersyjnych kwestii. Film Philipsa pokazuje ogromny kontrast między biedą a bogactwem. A główny bohater zaczyna z czasem stawać się bohaterem ubogich tzw. ,,Klaunów”. Film wyróżnia się z pośród innych ekranizacji komiksów tym, że opowiada losy chyba jednego z najbardziej znanych i lubianych fikcyjnych złoczyńców na świecie. Można także przypuszczać, że film przypomina inną ekranizację komiksu tym razem od Marvela czyli “Logan.Wolverine”, ale mimo że oba filmy pokazują dramat głównych postaci, to się dużo różnią. Tutaj Arthur Fleck zaczyna od poczciwego komika, któremu życie niestety robi wszystko na przekór, ale tak naprawdę wszystko wzięło początek od pierwszego zabójstwa w metrze, kiedy to główny bohater zabija trzech dość zamożnych biznesmanów. Mimo tego współczułem bohaterowi a jego reakcja była odruchowa. Myślę, że każdym z nas kiedyś kierował impuls i czuliśmy coś podobnego w życiu. Jednak wtedy jeszcze główny bohater nie był przyzwyczajony do takich wydarzeń i normalnie w świecie uciekł. I właśnie ta scena pokazuje, jak niesprawiedliwy dla takich ludzi jest świat, w którym mają cierpieć za coś, co musieli zrobić w samoobronie, a my jako widzowie mogliśmy utożsamić się z głównym bohaterem i pomyśleć, co byśmy zrobili na jego miejscu. Aż szkoda, że w późniejszej fazie filmu Joker zaczyna być zbyt okrutny i widz już z czasem przestaje mu współczuć a postrzega go jako złego człowieka. Chwilę po scenie zabójstwa nasz komik próbuje zapomnieć o tym i wieść stare życie, co mi generalnie się nie spodobało. Jednak po usłyszeniu różnych wiadomości ze świata o swoim wyczynie, do bohatera dociera, że zrobił dobrze i tak właśnie powinno być. Właśnie, tu jest to, czego się obawiałem Phoenix w roli Jokera za bardzo ‘’szarżuje’’ przez cały film. Raz tak jest, potem już inaczej. Za dużo chaotyczności widać w scenariuszu. Joker powinien przez cały film stopniowo się zmieniać i przechodzić wewnętrzne, ale także zewnętrzne przemiany. Niestety reżyserowi, który był także scenarzystą, nie udało się tego zbyt dobrze ukazać . Dopiero po poznaniu prawdy o sobie i swoim pochodzeniu, bohater zaczyna naprawdę stawać się ‘’potworem” – Jokerem.
Aktor, który gra Jokera, czyli Joaquin Phoenix, którego ja głównie kojarzę z filmu “Nigdy cię tu nie było”, gdzie już pokazał, że nadaje się do takiej roli, i to prawda! Phoenix zasługuje według mnie na Oscara, jest rzeczywiście kapitalny, może scenariusz go czasami ogranicza, ale pokazanie tego całego szaleństwa jest przepiękne w wykonaniu Phoenixa. Te emocje, pod wpływem różnych wydarzeń, no po prostu świetna gra aktorska i co tu dużo mówić… Niestety postacie drugoplanowe są strasznie zepchnięte na dalszy plan. Film bardzo mocno koncentruje się na samej postaci granej przez Phoenixa, a reszta postaci jest bo jest. Powinny jednak nieco większy wpływ wywierać na głównego bohatera. Oczywiście występuje kobieta, która podoba się Fleckowi, człowiek, który jest przeciwko Jokerowi i chce zrobić porządek w Gotham. Jest i postać grana przez Roberta De Niro (“Taksówkarz”, “Łowca Jeleni”, “Ojciec Chrzestny 2”), której jest niestety dość mało, ale może i dobrze. W sumie to nie o nim film. Jednakże ta postać została interesująco przedstawiona. Jest ona z początku wielkim autorytetem dla głównego bohatera, ale z czasem Fleck widzi, że niczym się nie różni od innych ludzi tego typu.
Ogółem film jest świetną opowieścią o autorytetach, nie dla wszystkich ludzi, ale dla konkretnej grupy społecznej. A Joker właśnie staje się takim autorytetem dla biednych. Chciałbym jeszcze film bardzo pochwalić za scenografię. Ukazanie całej wielkiej metropolii fikcyjnego miasta Gotham City robi ogromne wrażenie. Jak mówiłem wcześniej, ponownie kłania się tu kontrast. Trzeba zauważyć, jak wyglądają ulice, mieszkania. Sam klimat miasta wydaje się miejscami naprawdę mroczny, jakby wzięty z ‘’Taksówkarza” czy 8 części ‘’Piątku Trzynastego”. Widać, że pod tym względem Gotham było wzorowane na Nowym Jorku.
Do tego ta muzyka wzięta jakby ze starej epoki przepięknie pasuje do tego filmu. Piękne ruchy kamery, czyli zbliżenia na naszego bohatera nieraz pokazują, co on w tej chwili czuje i jest w tym pewna symbolika.
Generalnie podobają mi się takiego typu filmy na bazie komiksów, że nie jest to zwykła “nawalanka” superbohaterska (aczkolwiek takie filmy także są potrzebne), a konkretnie stworzony dramat psychologiczny z elementami komedii. Jest oczywiście parę scen w filmie wciśniętych na siłę, ale podobają mi się takie niedokończone wątki, kiedy to widz sam powinien sobie “pogdybać”, co się tu stało. Końcówka zdumiewająca i zarazem świetna… z niedopowiedzeniem, co będzie dalej z głównym bohaterem. Czyżby sequel?
Reasumując, ,,JOKER” to dobry film o antagoniście świata komiksowego. Widzę, że na podstawie ocen różnych portali internetowych jest bardzo dobrze, więc ja także radzę przejść się do kina, bo naprawdę warto obejrzeć ten film. Według mnie słowo “ARCYDZIEŁO” jest lekką przesadą, ale “bardzo dobry film” już nie. Zwycięstwo na Festiwalu w Wenecji mówi samo za siebie. Phoenix zasługuje na pewno na nominację Oscarową za tę rolę, a może nawet i wygraną…
Mikołaj Pęski, kl. 1b
Domniemania dotyczące struktury, jak i konstrukcji typowej adaptacji komiksu, zostały zburzone wraz z premierą najnowszego filmu Todda Phillipsa, który okazać się może przełomem dla ogólnej kinematografii. Rewelacja festiwalu w Wenecji – zwycięzca nagrody dla Najlepszego filmu- bierze na tapetę najsłynniejszego antagonistę uniwersum komiksów – Jokera.
We wcześniejszych latach, branie na poważnie adaptacji komiksów, po prostu nie przystało, aczkolwiek film z Joaquinem Phoenixem naprawdę może okazać się kamieniem milowym, odnosząc się do poważania dzieł komiksowych. Przewidywałem kolejny, przeciętny film ze stajni tych, co edukują nas o poprawności w dzisiejszych czasach. Odmienne zdanie miałem po zakończeniu seansu.
Towarzyszymy losom Arthura Flecka – niespełnionego i strudzonego życiem komika, którego obłęd popycha do coraz to bardziej szaleńczych rozważań oraz czynów. Przez cały metraż towarzyszyło mi odczucie, iż oglądam człowieka będącego stylizacja coś na Travisa Bickle’a z „Taksówkarza”. Człowiek, jednostka przeciw całemu, brudnemu systemowi pragnie wymierzyć sprawiedliwość i oczyścić miasto z wszelakiego brudu. Ostatecznie efekt, w iście dosadny sposób, namaszczał głównego bohatera na właśnie takiego przyszłego „bohatera”. W filmowym świecie – Gotham City – wydarzenia doprowadzają do tego, że nasz bohater, ni stąd, ni zowąd zostaje bohaterem popkultury oraz przodownikiem opozycjonistów.
Film podejmuje dwa bardzo ważne tematy społeczne: puste autorytety oraz nieuzasadnione poparcie elit.
Punkt widzenia, z oczu plebsu, niżu społecznego – potęguje i obrazuje to, na czym opiera się współczesny kapitalizm i demokracja. Nie sposób wspomnieć o gatunku filmowym: dramacie obyczajowym. Uwypukla on te wady, stwarzając sytuację do przedstawienia swoistego ekranowego bojkotu.
Bardzo ważne jest podkreślenie, iż film jest genezą danego bohatera, a raczej jego wewnętrzną wędrówką do obłędu. Bohater nie rozumie dramatyzmu w otaczającym go świecie. Uosabia on zagubienie w wielkiej metropolii, wśród tabunu ludzi – sportretowanie mogące mieć na myśli każdego z nas. Przyszywa sobie łatkę psychopaty, stając się osobą schizoidalną – osobą niezwracającą uwagi na życie drugiego człowieka, choć chcącego wyrazić swoją rewolucję, dążąc do wydarzenia, mającego miejsce na końcu filmu.
Umiejętnie bawi się operator kamery. Przeróżne kontrasty i zaciemnienia – potęgują zmiany w psychologii i szaleństwie bohatera. Śledzimy jego losy od zaawansowanego stadium choroby neurologicznej, późniejszego szaleństw i odtrącenia się od zmysłów, aż do kompletnego odpłynięcia w swoją wizję współczesnego świata, utopię.
Jeden z najlepszych współczesnych aktorów, jak i również jeden z największych Oscarowych przegranych (3 nominacje) – Joaquin Phoenix, wręcz osiągnął szczyt swoich możliwości aktorskich. Stał się Jokerem na naszych oczach. Według mnie, jak i zapewne większości, może on dorównywać odtworzeniu tejże roli przez Heatha Ledgera w „Mrocznym Rycerzy”. Potęga tejże roli wynika z umiejętnego przysposobienia się do swojej kreacji. Trzeba było zrozumieć bohatera, targające nim emocje wynikające z ciężkiego dzieciństwa. Kreacja na światowym poziomie! Wróżyłbym chętnie Oscara, aczkolwiek zapewne zakończy się na nominacji.
Znaczącą wadą podczas prowadzenia historii psychologii bohatera, jest poziom, jaki prezentują postacie drugoplanowe. Robert De Niro, po znacznej przerwie, w jednej ze swoich najlepszych kreacji w ostatnich latach, ale one wzajemnie na siebie nie wpływają jednak. Mamy tu panujący nieład i wypatroszenie fabuły komiksu w metraż dwóch godzin. Wzajemne komitywy bohaterów , przeplatają się w niektórych miejscach, tworząc obraz dosadnej dominacji Arthura na ekranie. Pojawiają się na pewien okres, po czym znikają.
Oliwy do ognia dodaje fakt, że schizofrenia bohatera, czyli te ciągłe wyimaginowane momenty w fabule, które nachodzą go – nie podtrzymują się spójności i wystawiają uwagę widza na próbę.
Można się nim zachwycić, można się na nim zdziwić, jak i również, można się na nim rozmyślić. Przekaz uderzający w pojęcia socjalizmu i kapitalizmu nie jest celowo sproszkowany na publicystykę. Psychodeliczny i dosadny obraz Phillipsa zdecydowanie mógłby odnaleźć się w abstrakcji XXI wieku. Portretuje on czas i miejsce, w którym przyszło nam żyć. Zdecydowanie warto wybrać się na ten film, chociażby po to, żeby przekonać się, jak przedstawiona została legenda Jokera, którego to już różne wcielenia, towarzyszyły nam na ekranie.
Szymon Krenski, kl. 1b