Wywiad z Honorowym Krwiodawcą
Martyna Bartkowiak: Jaki ma pan związek z naszą szkołą?
Ludwik Woźniak: Jaki związek… Chciałbym powiedzieć, że mam ten wyjątkowy przywilej bycia po raz czwarty w liceum, ponieważ wszystkie moje dzieci żyły tutaj oraz pobierały edukację. Ze szkołą jestem związany już ponad czternaście lat. Natomiast, czym jest ten związek?
Myślę, że tak jak w przypadku większości rodziców, zaangażowanie codzienne w życie szkoły, poprzez bycie członkiem rady jest dla mnie tak ważne jak wychowanie dziecka w domu. W żaden sposób nie można tego podzielić. Można być w autentycznej całości albo nie uczestniczyć w ogóle.
Jak zaczęła się pana historia z oddawaniem krwi?
Będzie to historia nietuzinkowa. Pierwszy mój kontakt z krwiodawstwem miał miejsce 51 lat temu. Byłem dzieckiem, które potrzebowało pomocy, ofiarą wypadku samochodowego. Krwiodawca oddał ponad normatywną ilość krwi i dzięki temu żyję.
W związku z tym, że mam bardzo rzadką grupę krwi, tylko jeden człowiek z koła krwiodawców w miejscowości w Wielkopolsce mógł oddać tę krew, w ten sposób sprawiając, że dzisiaj jestem częścią tego ruchu. Także w jakiś sposób spełniam dług, który zaciągnąłem i dzisiaj mam nadzieję, godnie go spłacam.
Próbował pan znaleźć tego człowieka?
Człowiek ten był przyjacielem mojego ojca, znałem go jako dziecko. Niestety w roku 70 zmarł.
Jak często oddaje pan krew?
Jest taka zasada, że w krwiodawstwie uczestniczą nie tylko ci którzy oddają krew, ale też wolontariusze. Ja jestem jednym z nich. W związku z tym, że zaistniała sytuacja w czerskim kole krwiodawców, w wyniku której ludzie starsi w sposób naturalny wycofali się, nie było osoby, która by koordynowała pracę koła, czy tego, co dzieje się w powiecie.
Kiedy przeszedłem pewną rozmowę z zarządem, okazało się, że nie było nikogo, na kogo mogliby głosować i w ten sposób zostałem wybrany przez nich jako nowy prezes i od kilku kadencji tym prezesem jestem.
Czyli nie oddaje pan już krwi?
Tak, jestem wolontariuszem.
Nie miałam pojęcia o tym, że jest koło krwiodawców, że to w taki sposób funkcjonuje.
Jest koło, które mobilizuje ludzi, czy młodzież tak jak w państwa przypadku do aktywności. To koło liczy sobie ponad 150 członków. Dzisiaj ta liczba jest zaniżona, śmiem twierdzić, że na naszych spotkaniach świątecznych, okolicznościowych bywa 40 do 50 osób.
Jako koło krwiodawstwa działamy w chojnickiej strukturze, mając własną placówkę i własne koło honorowych dawców krwi w Czersku.
Natomiast jesteśmy stowarzyszeni w sposób planowy, mając na uwadze to, że promowanie każdego z ruchów, między innymi właśnie krwiodawstwa wymaga wystąpienia publicznego. Dzisiaj koło krwiodawców działa oficjalnie i szeroko w mediach. Stąd też efektywność, myślę że to, że w szkołach czerskich oddaje się krew, jest pewną wypadkową tego, co wydarzyło się wcześniej. Jesteśmy zauważalni.
Miasto wie i też często uczestniczy przez to, że co najmniej dwa razy do roku w tej chwili mamy planowaną zbiórkę krwi przy okazji WOŚP. Takie zbiórki będą miały miejsce w czerwcu, we wrześniu. Oprócz tego można powiedzieć, że w Czersku zbieramy w roku trzy do czterech razy w szkołach, czyli dwie szkoły oddają osiem razy i my zbierając dwa lub trzy razy robimy co najmniej dziesięć zbiórek. To stanowi moim zdaniem jakieś 100 do 150 litrów krwi – tylko z Czerska. Więc proszę sobie wyobrazić, że każda kropla ratuje życie. Natomiast ta ilość w porównaniu z aglomeracjami typu Bydgoszcz jest niewspółmierna, ponieważ w Czersku żyje tylko kilka tysięcy ludzi. Taka ilość krwi jest fenomenalnym osiągnięciem i o tym trzeba mówić. Mam nadzieję, że kiedyś władze lokalne docenią to, co robią mieszkańcy.
Obecnie nie jest to doceniane?
Oczywiście, jest wspierane i doceniane, jednak ja myślę o pewnym geście symbolicznym, mianowicie o planie ustawienia muszli koncertowej imieniem krwiodawców czerskich na skwerze Kalinowskich. Ten plan w jakiś sposób został zainicjowany. Wszystkie następne kadencje władz lokalnych mam nadzieję będą dążyły do tego, żeby ktoś kiedyś mógł powiedzieć, że ten ruch w Czersku powstał i jest kontynuowany.
Można dowiedzieć się, dokąd trafiła nasza krew?
Nie ma tak zwanych rejestrów. Bywa tak, że w gronie przyjaciół ludzie zwracają się do krwiodawców, żeby oddali albo sami albo też zorganizowali się poza bankiem krwi i wtedy rzeczywiście można się dowiedzieć, dokąd krew trafiła. Jest również możliwość dostania informacji, że krew jest.
Natomiast w Polsce, z ubolewaniem muszę powiedzieć, że w 70% krew jest zabezpieczona, natomiast pozostałe 30% stanowi substytut krwi i to jest właśnie ten niedobór. Te proporcje są coraz gorsze przez to, że krew często ludzie oddają za pieniądze i na przykład wyjeżdżają za granicę. Mimo tego w Polsce ten ruch działa, robimy wszystko, co jest w ludzkiej mocy, by utrzymać taki stan rzeczy. Poprzez promowanie ruchu, tak jak w tej chwili nagrywając wywiad, docieramy do ludzkich serc! Czytelnicy stają się świadomi, odpowiedzialni, żeby stanąć w jednym szeregu razem z ludźmi, którzy wiele lat oddają krew.
Mamy w Czersku rekordzistę. Oddał on z górą ponad 100 litrów krwi, przez całe swoje życie. Oprócz tego, że oddał jeszcze osocze można, powiedzieć, że jest tzw. mistrzem świata, jeśli chodzi o jednostkowe oddawanie, uczestnictwo i do dzisiaj aktywność. Jest to pan Ludwik z Rytla. Mamy się czym pochwalić, takimi żywymi pomnikami, osobami, które nie tylko mówią czy są pamiętane, ale do dzisiaj działają aktywnie mając z górą 70 lat i więcej. Także to jest dowód na to, że warto jest być ofiarnym, ponieważ krwiodawca zawsze zyskuje. To jest matematyka, której nie da się policzyć. Jest to po prostu wielka satysfakcja, że możemy zrobić coś, by uratować tych, którzy w swoim życiu są często w kryzysowej sytuacji.
Ja osobiście, strasznie bałabym się upuścić z siebie krew, mówię tutaj o fizycznym doświadczeniu. A teraz, po tej rozmowie mam wrażenie, że się przekonuję. Widzę też, ile to panu daje jako człowiekowi.
Nie wiem, czy cię zaskoczę, ale powiem szczerze, że ja kiedyś także się bałem. Jednak w momencie, w którym sam dostałem krew w wieku 10 lat, zrozumiałem, że jest to po prostu akt oddania się. Strach nie ma z tym nic wspólnego. Cieszy mnie to. Moje dzieci oddają krew. Moja małżonka również kiedyś się zdecydowała. Chociaż już nie oddaję – jestem dumny z tego, że to promowanie nie jest pustym gadaniem. Jest po prostu działaniem i to jest najważniejsze.